Felieton aktualny

Lwowski Listopad AD 2008

We Lwowie święta dzielą się na „nasze” i „polskie”. Są takie dwa „polskie” święta, które weszły na stałe do długiego rejestru świąt „naszych”. Święto Wszystkich Świętych, które nam się płynnie łączy z dniem Wszystkich wiernych zmarłych, co nam się łączy już tylko z tym, że na groby trzeba lecieć. I tak znienacka, i podstępnie to święto „nasze” i „polskie” przychodzi, że nie pozostaje już nic innego, jak pierwszego rano się obudzić i leeecieć z grabiami, miotłami i wiadrami. I porządkować w święto te groby bliskie, ale jakże dalekie, na które tak trudno dotrzeć.

A święto znów nas zaskoczyło niczym zima drogowców. I tacy zasapani i umorusani biegają w święto lwowianie pomiędzy grobami i grabią, kopią, zasadzają, a walcząc z liściastym żywiołem „niechcący” zasypują groby sąsiednie.
Kiedyś święta i spacery wspomnieniowe - dzisiaj wielkie sprzątanie cmentarza.

Listopad to dla Lwowa niebezpieczna pora. Wiedział o tym Marian Hemar jeszcze przed wielu laty. I choć od tamtej pory wiele wody w Pełtwi upłynęło, niewiele się pod tym względem we Lwowie zmieniło. Tyle tylko, że teraz ta pora jest niebezpieczna w inny sposób. We Lwowie w listopadzie uaktywniają się widziadła, strzygi i upiory, które w głowach nam różne rzeczy robią. Strzygi i upiory z tradycji ludowej przemawiają do naszej niezmiennie ludowej wyobraźni.

Upiory, jak wiemy z literatury, mają w tym święcie niemałą rolę do odegrania. O czym wiedział Wieszcz i jeszcze kilka innych osób. Jeden, to nawet grubo wcześniej wiedział i całą taka oprawę do tego wymyślił: że niby już dość wiary w widziadła i upiory i teraz w tej nowej tradycji uczcimy je jako dusze wierne. Był to ten sam gość, co go potem w katedrze ormiańskiej we Lwowie na ścianie położyli. Temat się cały czas przez Lwów przewija, stąd ten przydługi wstęp. Oszalałe strzygi i upiory w tym roku swoją upiorną robotę prowadziły jak należy - nad cmentarzami.

Weźmy sam Łyczaków. Rozpoczęły od uroczystości oficjalnych. I nawet prezydentowi w głowie namieszały i zaczął mówić do tego pustego kurhanu i pustej dolinki, a wydawało mu się, że mówi do poległych żołnierzy. Możecie sobie pomyśleć, że to inne upiory były. A te swojskie to bardziej kulturalne. W tym roku jednak udowodniły swoją większą moc i z tą mocą to chyba już same nie wiedziały co mają uczynić i rozochociły się na całego. Ukazały swoją siłę nawet dostojnikom kościelnym. A jednego z nich – Najważniejszego i Świeżo Mianowanego – to nawet wywlokły z mszy św. na spotkanie z prezydentem. „Idę – powiedział w trakcie mszy – na spotkanie” i poszedł. Ponieważ salwy, hymny i przemówienia z głośników bardzo mu zakłócały odprawianie nabożeństwa wolał się przyłączyć do odprawiania innego, tym razem świeckiego rytuału. A z głośników się sączyyyyło – skoczne marsze i rzewne dumki: to prawdziwy bal upiorów był, za zgodą dyrektora cmentarza, oczywiście.

A na cmentarzu w tym czasie działo się. Ognie paliliśmy. Zapaliliśmy przy wydatnej pomocy prywatnych upiorów i upiorków cały cmentarz i gorzało, aż miło było patrzeć. Bo rekord pobiliśmy. Było 500, potem 1000, potem 20 tysięcy, a w tym roku prawie 40 tysięcy, ale jakby dobrze poszło to i hurtownię rozpalimy. Teraz już pracujemy na rekordy, któregoś roku tak je pobijemy, że spłonie całe wzgórze i dopiero pokażemy wszystkim upiorom razem wziętym! Kiedyś chodziło o to, żeby pamiętać, dzisiaj chodzi o to, żeby zapalić.

A ludzie to czasem nawet bardziej niż upiory potrafią zaskoczyć. Zniczy na groby na samym cmentarzu zaczynają szukać. Idzie taki na cmentarz, już dochodzi prawie do grobu i tu nagle olśnienie: świeca by się przydała. Co robić? A tu jak na zawołanie stoją sobie inni przy ogromnych stosach ogni i nie wiedzą zupełnie co mają z tym wszystkim uczynić. Też upiory na nich zadziałały, więc stoją i nie wiedzą. A upiory wtedy innym podszeptują: „rozdać i pozbyć się, oddać ludziom czy zjawom - wszystko jedno, byle prędzej. Po sześć, po dziesięć i po całej zgrzewce. Odprawiamy swoje harce.”

I wraz z ludźmi szły upiory nasze drogie po te ognie pamięci, jak po wodę święconą. I brały je dla „matki, ciotki, dziadka i Ihora Biłozira”. Pytam: jakże to i dla Biłozira lacki ogień? A one nic jeno palce swe koślawe i sine wyciągają i garną się do tego światła pamięci... Inaczej: światła te garną całymi zgrzewkami do siebie. A jeden to nawet razem ze światłem zgarnął mi moje kwiatki dla ducha Franciszka Próchnickiego przeznaczone. Więc wybacz, Dziadziu Franiu, ale kwiatki już po Zaduszkach dostaniesz. Przez Internet to nawet szybciej się o tym dowiesz, bo tradycyjną drogę upiory mogły w ramach jakiejś Akcji zablokować.

Lem-burger


Copyright © 2008 www.lwow.home.pl
Wszystkie prawa zastrzeżone.


Data modyfikacji strony: 2008-11-03

Powrót
Licznik