ROCZNICA TRAGICZNYCH WYDARZEŃ NA WOŁYNIU


W jednym z numerów Gazety Wyborczej przeczytałem ciekawą wypowiedź w sprawie konfliktu polsko-ukraińskiego w kontekście zbliżających się obchodów 60 rocznicy tragicznych wydarzeń na Wołyniu.
Jej autor podpisał się jako Grzegorz. Wypowiedź ta jest w dużej mierze zgodna z moimi poglądami, dlatego przedstawiam ją Państwu i zapraszam odwiedzających stronę do dyskusji na ten temat.

W dniu 12.03.2003, kiedy agencje podały wypowiedź Borysa Tarasiuka, na falach polskiej sekcji BBC, był wywiad z ukraińskim intelektualistą ze Lwowa. Nazwiska niestety nie pamiętam.
Powiedział on, że społeczeństwo ukraińskie nie jest przygotowane na te przeprosiny z dwóch powodów.
Po pierwsze, jest nie doinformowane o wszystkich faktach dotyczących konfliktu polsko-ukraińskiego, w czasie II wojny światowej, na terenach południowo-wschodnich II Rzeczypospolitej.
Po drugie, na Ukrainie nie odbyła się wewnętrzna dyskusja na "temat tego, czy przepraszamy, czy nie?" Jednym słowem opinia publiczna na Ukrainie jest do tego nie przygotwana, przed 60- rocznicą mordów na "Wołyniu".

[...]Z twojej wypowiedzi
(oto ona: "Mirrora" ze Lwowa: Nie ma usprawiedliwienia dla ludobójstwa. I to dla każdego narodu. Polska ponosi swoją winę w tym ze prowadziła niedobrą politykę osadnictwa na Wołyniu. Znaczna część chłopów tam to byli wojskowi. Państwo Polskie nigdy naprawdę nie interesowało czy zostana akceptowani przez miejscową ludność. Uważam że jeżeli RP pragnęła dobrego stanu rzeczy w kraju to musiała pamiętać że jest państwem wielenarodowym. Chyba tylko Rosia stalinowska w tym czasie miała gorsze nastawienie wobec Ukraińców niż Polska.)
wnioskuję, że cały problem ograniczasz tylko do Wołynia. Wielu ludzi w Polsce zresztą także. Otóż Wołyń jest także swego rodzaju hasłem, terminem pod którym kryją się nie tylko mordy dokonane na Wołyniu, ale także na Podolu (w ukr. tzw. Hałyczyna) i w dzisiejszym pasie wschodnim państwa polskiego.
Oczywiści Polska ponosi winę za osadnictwo wojskowe, między innymi na Wołyniu, a także za pacyfikację wsi ukraińskich w Galicji, ale jak sam napisałeś "Niema usprawiedliwienia dla ludobu(ó)jstwa." Niemcy, na przykład stosowali podobną politykę wobec Polaków, na o wiele większą skalę, przez dziesięciolecia (Wielkopolska, Pomorze Wsch.), a nawet stulecia (Słowiańszczyzna Zachodnia). Nigdzie tam jednak, przez cały ten czas, nie doszło do masowych mordów.

Problem ma jednak głębsze podłoże. Nie da się jego także wytłumaczyć żalem, krzywdą, za przegraną wojnę z lat 1918-1920. Winna jest tu przede wszystkim nacjonalistyczna ideologia OUN- UPA, która nie tylko siała nienawiść, ale dążyła do konfrontacji nie licząc się z sytuacją międzynarodową i z konsekwencjami. Przecież niemal wszystkie zamachy terrorystyczne organizowane przez OUN były wymierzone w Polaków i Ukraińców nastawionych na porozumienie. Winna jest także niska kultura społeczna mieszkańców tych ziem, głównie Wołynia, to co socjologowie nazywają kultem siły. Podobne aspekty tego zjawiska można spotkać na Białorusi i na dużym obszarze Polski, tzw. Kongresówki.

Na to wszystko nakładał się konflikt religijny. Polacy, głównie katolicy, mieli za sąsiadów prawosławnych Ukraińców na Wołyniu, a grekokatolików na Podolu. Niemałą rolę w sianiu nacjonalistycznej ideologii mili niektórzy księża greckokatoliccy i prawosławni.

Nie do końca jest prawdą, że "Znaczna czensc chlopow tam to byli wojskowi". Większość była osiadła tam od stuleci, zwłaszcza w dawnym zaborze austryjackim. Poza tym, jeśli chodzi o osadników wojskowych, to większość z nich Rosjanie wywieźli, bądź zabili przed wojną z Niemcami. Poza tym UPA, rozpoczynając masowe ludobójstwo na Wołyniu, nie podawała jako przyczyny chęci odwetu na osadnikach wojskowych, bądź za osadnictwo wojskowe. Głosiła hasło tzw. "depolonizacji", licząc, że jeśli zabije duży procent Polaków, to ułatwi to przyszłą walkę o niepodległą Ukrainę.

Państwo polskie bardzo interesowało to czy tzw. osadnicy wojskowi zostaną zaakceptowani przez miejscową ludność. W wielu przypadkach to się udało. W języku polskim istnieje dość sporo relacji, w porównaniu do ogólnej liczby relacji i pamiętników tzw. osadników wojskowych, to potwierdzających (sam znam około dziesięciu). Jest prawdą, że w Polsce międzywojennej nie istniała spójna polityka narodowościowa, jednkże na Wołyniu mniejszość ukraińska cieszyła się większymi swobodami, niż w południowo-wschodnich województwach. Starano się tam ograniczać potencjalne źródła konfliktów. Oczywiście polityka ta nie była w pełni wystarczająca, i w niektórych punktach nieakceptowana. Jednak Ukraińskim Nacjonalistom, polityka ta była zupełnie nie na rękę, gdyż zakładała jakiekolwiek porozumienie polsko- ukraińskie.

W Polsce doskonale zdawano sobie sprawę z licznych mniejszości narodowych, począwszy od koncepcji budowy państwa przez Piłsudskiego, poprzez ustalanie granicy ryskiej, aż do rokowań w sprawie ewentualnych korekt granicy wschodniej podczas drugiej wojny światowej. Ze względu na rozmiary tematyki nie chciałbym o tym tutaj szerzej pisać.

Nastawienie wielu Polaków do Ukraińców, przed II wojną światową, nie było życzliwe. Problem jednak w tym, że nastwienie wielu Ukraińców, przede wszystkim nacjonalistów, do Polaków było obsesyjnie wrogie. Znalazło ono ujście w mordach m.in. na Wołyniu. Patrząc z perspektywy historycznej Polacy i Ukraińcy mający inne nastawienie do drugiej strony, nie mieli wielkich szans na porozumienie, mimo to nie można powiedzieć, że byli bierni.

Jeśli chodzi o nastawienie Rosjan do Ukraińców, tak wschodnich, jak i zachodnich, to było ono na pewno, a nie chyba, gorsze. I to nie tylko za stalinowskiej Rosji. Tak często krytykowane przez was, Ukraińców zachodnich, propolskie nastwienie Ukraińców żyjących na wschód od dawnej wschodniej granicy polskiej mówi samo za siebie. W przeciwieństwie do nastawienia Polaków, faktem jest, że z nastawieniem Rosjan idzie w parze siła "przekonywania". Wszak nie tylko obszar wojska dońskiego, zachodnia część gubernii kurskiej, Biełgorod, ale także Słobożańszyna, Krym, Donieck, Zaporoże i cała południowa Ukraina jednomyślnie "gawariu pa ruskij". Na Kubaniu ludziom trudno sobie wyobrazić, aby ich przodkowie mogli pochodzić z innych stron, niż spod Iwanowa, Tuły, czy Razania. Natomiast zupełnie nie wyobrażam sobie, aby podobna amnezja mogła dotknąć Ukraińców mieszkających w Polsce.


Powrót

Licznik