Wielcy zapomniani

Józef Maksymilian Ossoliński - założyciel Ossolineum

Był jednym z najwybitniejszych działaczy kulturalnych epoki oświecenia. Założony przez niego Zakład Narodowy im. Ossolińskich w latach niewoli narodowej stał się prężnym ośrodkiem nauki i kultury, chroniącym Polaków przed wynarodowieniem.

Józef Maksymilian Ossoliński urodził się w 1748 roku w Woli Mieleckiej w województwie sandomierskim. Od 1762 roku uczył się w warszawskim kolegium jezuickim, gdzie jego profesorami byli wybitni duchowni, m.in.: Adam Naruszewicz, poeta i historyk, Karol Wyrwicz, geograf, historyk i pedagog, oraz Franciszek Bohomolec, autor słynnych komedii. Rodzice z początku pragnęli, by ich syn został kapłanem, jednak Opatrzność Boża miała względem niego inne plany. Po latach Józef Maksymilian Ossoliński wspominał: "Groźny wychów dawnym obyczajem ojców naszych, karność nie przebaczająca żadnym wieku zdrożnościom uczyniły mnie trwożliwym, skromnym i ulegającym każdemu młodzieńcem. Ułożona ku temu powierzchowność uwiodła starszych, że do stanu duchownego mnie przeznaczono. Ale ci, uważając tylko zewnętrzną mą postać, nie badali skłonności serca mego".

Praca naukowa
Po skończeniu nauk przez pewien czas mieszkał Ossoliński w stolicy, gdzie bywał nieraz na dworze króla Stanisława Augusta. Tutaj uzyskał prawo wstępu do księgozbioru królewskiego, który pilnie badał, robiąc liczne wyciągi i zapiski. Przygotował wtedy nawet memoriał o kierunku studiów, które nad historią narodu i szczególnych postaci należałoby podjąć. W tym czasie poznał również bibliotekę Załuskich, z której zasobów także korzystał. Wkrótce został współpracownikiem dwóch czasopism: "Monitora", wychodzącego od 1765 roku, i "Zabaw przyjemnych i pożytecznych", na którego łamach debiutował w 1771 roku. W tym czasie przełożył dzieło Seneki "O pocieszeniu" oraz zebrał mowy łacińskie swego przodka, kanclerza Jerzego Ossolińskiego, które spolszczył i opublikował. Był również autorem słynnych "Wieczorów badeńskich", monografii historyczno-literackich, powiastek filozoficznych i przekładów literatury antycznej.

Lata 1786-1787 spędził hrabia na podróżach po Austrii, Niemczech oraz Czechach i Morawach. Powstał z nich pamiętnik, w którym zawarł własne wrażenia z obcowania z tamtejszymi dziełami sztuki. W następnych latach zaangażował się aktywnie w prace komitetu, którego zadaniem było uzyskanie zmian w systemie austriackiego zarządzania Galicją. Projekt konstytucji Galicji nie doczekał się jednak realizacji, ponieważ po III rozbiorze Polski zaborcy w szczególny sposób dążyli do wynarodowienia społeczeństwa, niszcząc i zamykając uczelnie, placówki naukowe i kulturalne, wprowadzając do urzędów swój język. "Najdotkliwszym ciosem dla kultury polskiej stało się wywiezienie do Rosji wspaniałych zbiorów Biblioteki Załuskich. W tej sytuacji do walki o stworzenie ogólnonarodowej biblioteki stanęli m.in. Czartoryscy (Puławy), Tadeusz Czacki (Krzemieniec) i Józef Maksymilian Ossoliński - fundator Zakładu Narodowego im. Ossolińskich we Lwowie" - pisze prof. Adam Fischer, były wicekustosz Zakładu Narodowego im. Ossolińskich, w pracy "Zakład Narodowy imienia Ossolińskich. Zarys dziejów".

Od 1795 roku Ossoliński mieszkał na stałe w Wiedniu, gdzie poświęcił się pracom naukowym i pasji bibliofila. W 1809 roku został tam mianowany prefektem Biblioteki Nadwornej, którą skutecznie obronił przed grabieżą w czasie wkroczenia wojsk francuskich do Austrii. "Posiadający zaufanie Franciszka I, powoływany przezeń do rady w wielu ważnych sprawach kraju ojczystego, tajny radca cesarski, najwyższy marszałek koronny, komandor orderu Stefana, a wreszcie wielki ochmistrz Królestwa Galicji i Lodomerji, ma przecież oczy obrócone wciąż ku Polsce. Zaprząta się nią najgorliwiej w dobie kongresu wiedeńskiego w roku 1815. Według słusznych przypuszczeń, Kościuszko, bawiąc wtedy w Wiedniu, musiał porozumiewać się z Ossolińskim, biorącym udział w układaniu konstytucji dla nowo utworzonego Królestwa Polskiego" - dodaje prof. Fischer.

Początki Zakładu Narodowego
Hrabiemu Ossolińskiemu zależało na zbudowaniu instytucji, która miała pomóc zniewalanemu Narodowi w zachowaniu własnej tożsamości oraz zaszczepić mu wolę niepodległości. Powziął więc zamiar powołania narodowej instytucji biblioteczno-muzealnej, która przypominałaby kolejnym pokoleniom Polaków, kim byli, zanim pozbawiono ich własnego państwa. Sprzyjał temu rok 1817. Wówczas to Franciszek I odnowił fundację uniwersytetu we Lwowie i zezwolił na utworzenie uniwersyteckiej katedry języka polskiego i literatury polskiej. Przygotowanie programu dla tej katedry zlecono Ossolińskiemu. Hrabia doskonale wiedział, że koniecznym stało się zorganizowanie placówki bibliotecznej, w której zamierzał stworzyć ognisko badań nad dziejami i literaturą ojczystą. Sam po latach przyznawał: "Jam przez cały mój wiek klęskami wspólnej ojczyzny zasępiony znajdował słodką pociechę przebywać w najświetniejszej przeszłości z mężami, co ją zdobiwszy, pamięć nam jej zachowali". 8 maja 1817 roku Ossoliński wyjednał u cesarza Franciszka I zatwierdzenie statutu Zakładu Narodowego im. Ossolińskich. Na siedzibę Zakładu wybrał hrabia Lwów, w którym zakupił budynki poklasztorne sióstr karmelitanek. Gmach został poddany przebudowie dostosowującej go do funkcji, jakie miał pełnić po przeniesieniu zbiorów. Pracami tymi kierował m.in. Józef Bem, późniejszy generał. Fundacja miała składać się ze zbiorów: kolekcji książek, rękopisów, numizmatów i muzealiów ofiarowanych przez Ossolińskiego i majątków ziemskich przeznaczonych na jej utrzymanie oraz drukarni. Zakład miał także wydawać własne pismo naukowe i opiekować się młodymi uczonymi. Tak więc miała być to, zgodnie z wolą jej założyciela, narodowa, polska instytucja naukowo-kulturalna. Uporządkowaniem i poszerzaniem księgozbioru Ossolińskiego zajmował się m.in. Samuel Bogumił Linde, który dziesięć lat spędził u Ossolińskiego, gromadząc jednocześnie materiały do "Słownika języka polskiego". Czerpał je z dzieł polskich i słowiańskich zawartych w bibliotece hrabiego. Jak wspominał: "Biblioteka Ossolińskiego nie była podówczas liczna, lecz wyborowa. Wkrótce skończyłem i uporządkowanie jej i wypisy do mojego dzieła, z niewielu pism polskich tam się znajdujących. Oświadczył mi zatem zapalający się coraz więcej gorliwością o pomnożenie literatury hrabia, że zamyśla nie tylko resztę książek w dobrach pozostałych w jedno zebrać, ale też i na dalsze zbiory nie żałować. Przedsięwziąłem więc w tym widoku podróże, zwiedzałem siedmiokrotnie różne strony dawnej Polski. Owocem tego zwiedzenia, a później osobistych trudów samego hrabiego, jest biblioteka tak zamożna w najrzadsze płody literatury polskiej, że dziś jest jedną z najpierwszych".

Ossoliński wiedział, że poszerzenie zbiorów zyska głównie dzięki poparciu polskich elit. Z wielkim zapałem zwrócił się więc do nich o wsparcie swojej inicjatywy. 25 grudnia 1823 roku hrabia zawarł umowę z księciem Henrykiem Lubomirskim, znakomitym znawcą i kolekcjonerem dzieł sztuki, na mocy której włączył on swe zbiory do Biblioteki Ossolińskich, co prawda oddzielnie, lecz w ścisłym i trwałym związku, pod nazwą "Muzeum imienia Lubomirskich". Zbiory zgromadzone przez rodzinę Lubomirskich składały się z bezcennych muzealiów: malarstwa, miniatur, rzeźb, broni oraz rysunków dawnych mistrzów, w tym Albrechta Dürera i Rembrandta Harmenszoona van Rijna. Ossolińskiemu nie dane było doczekać się jednak uruchomienia Zakładu Narodowego we Lwowie, zmarł bowiem trzy lata później, w 1826 roku w Wiedniu. W rok po jego śmierci zbiory zapisane Zakładowi zostały przewiezione do Lwowa.

Znaczenie placówki
W latach niewoli Ossolineum było prężnym ośrodkiem nauki i kultury. Profesor Fischer w swojej pracy podkreśla: "Wszelako żaden z ciosów nie złamał hartu w narodzie. Na zgliszczach i ruinach wznoszą się wnet świeże budowle, nawiązujemy do minionej świetności, rozpoczynamy nową pracę, by powetować dotkliwe straty w najcięższych chyba warunkach, pomnożyć dziedzictwo kulturalne. Ku szczęściu bowiem Polski, obok Załuskiego, mieliśmy jeszcze wiele głębszych umysłów, dbałych o wiedzę i oświatę narodową, jak Czartoryscy, Działyńscy, Ossoliński, Czacki, Tarnowscy, Krasińscy, Zamoyscy, Dzieduszyccy i inni. Obywatelska ich pomoc okazała się zbawienną, tym więcej że w okresie rozbiorów i wojen porozbiorowych ucierpiały najbardziej kolekcje ksiąg dawnych, przechowywanych w zamkach i pałacach magnatów oraz w dworach szlacheckich. Wymienieni mężowie i ich godni naśladowcy jęli się tedy u świtu XIX wieku z samozaparciem zbieractwa, gromadząc stare druki, rękopisy, pamiątki rozproszone. Skupiają się zaś one głównie w trzech książnicach: w Bibliotece Jagiellońskiej, która z burz dziejowych stosunkowo obronną wyszła ręką, w słynnym Kórniku, oraz w powstałym już na gruzach Rzeczypospolitej Zakładzie Narodowym imienia Ossolińskich, zwanym krótko 'Ossolineum'".

31 stycznia 1940 roku Akademia Nauk Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej - jak podkreślają badacze dziejów Ossolineum - podjęła decyzję o przejęciu zbiorów i utworzeniu z Ossolineum Biblioteki Lwowskiej Filii AN USRR. Nowe władze przystąpiły do likwidacji Muzeum Lubomirskich, rozdzielając jego zbiory pomiędzy lwowskie muzea pozostające pod zarządem Ukraińców. Gdy w lipcu 1941 roku Niemcy wkroczyli do Lwowa, Biblioteka Lwowska Filia AN USSR przestała istnieć, a Ossolineum zostało powierzone przez Główny Wydział Nauki i Nauczania rządu Generalnego Gubernatorstwa pod zarząd kustoszowi Mieczysławowi Gębarowiczowi, wcześniej potajemnie zaprzysiężonemu na dyrektora Zakładu. W początkach roku 1944 władze niemieckie zarządziły ewakuację zbiorów ważnych dla kultury niemieckiej. Dzięki Bogu prace te przeprowadzane były pod kierownictwem Mieczysława Gębarowicza, który wykorzystał tę sytuację dla własnych planów ewakuacji zbiorów polskich. Część pozostałej we Lwowie kolekcji została w latach 1946-1947 przekazana do Wrocławia jako "dar narodu ukraińskiego dla narodu polskiego". Szacuje się, że ok. 70 proc. przedwojennego zasobu Ossolineum pozostało we Lwowie. Obecnie ossolińskie zbiory liczą ok. 1 700 000 jednostek, pośród których znajdują się druki zwarte, czasopisma, rękopisy, dokumenty, stare druki, rysunki, ryciny, obrazy, ekslibrisy, medale, monety, pieczęcie, mapy i plany, plakaty, broszury, afisze, zbiory mikroformowe.

Piotr Czartoryski-Sziler


Tekst pochodzi z gazety "Nasz Dziennik"

Materiał umieszczono za zgodą Redakcji. Wszystkie prawa zastrzeżone dla Redakcji gazety „Nasz Dziennik”

Powrót
Licznik

  Licznik